Gdy 2 lipca 1707 roku Wilhelm Fleischer podpisywał dokumenty dzierżawy Łękuka Małego, wokół szumiała jeszcze Wielka Puszcza, a w niej niepozorny młody dąb, który ponad 300 lat później będzie zwany Grubym Dębem – Dicke Eiche – i aby go objąć, potrzeba będzie co najmniej 5 osób.
Wprawdzie żona nadal się do niego nie odzywała po ogromnej kłótni, gdy sprzeciwiła się tej transakcji. Mówiła, że czasy są bardzo niepewne, w Wilnie szaleje zaraza, ziemia jest pagórkowata, trudna do uprawy, pokryta ogromną ilością kamieni i głazów. W dodatku wszędzie nikomu niepotrzebne jeziora i mokradła, od których tylko stawy wykręca i suchot można się nabawić. I żeby w ogóle zacząć uprawę, to najpierw trzeba wyciąć i wykarczować las rosnący na tej ziemi.
Ale Wilhelm nic sobie z tego głupiego babskiego gadania nie robił. Zresztą, grzech było nie skorzystać z takiej okazji. 3 włóki i 4 morgi niezłej ziemi za jedyne 10 marek czynszu za włókę? I do tego jeszcze wolnizna i możliwość połowu ryb!
Od razu zabrał się ostro do roboty – a tej nie brakowało. Trzeba było karczować i wypalać las, a z pozyskanego drewna postawić dwór i zabudowania gospodarcze. Ziemię orać, obsiewać i zbierać plony.
Jednak coraz częściej słychać było o coraz bliższych ogniskach epidemii. Granicę z Polską zamknięto, a jeśli ktoś próbował się przez nią nielegalnie przedostać i został schwytany, wieszano go od razu na miejscu. Na niewiele się to jednak zdało. Już latem 1708r. pojawiły się pierwsze ogniska dżumy w Prusach. Nie pomagała ruta, czosnek, piołun, palenie tytoniu ani jałowcówka. Nie pomagało nawet otaczanie palisadami zadżumionych wsi i miasteczek.
Na domiar złego, zima 1708/09 była wyjątkowo ostra. Od Nowego Roku mróz wzmagał się coraz bardziej. Wreszcie stał się tak silny, że ptaki zamarzały w locie i martwe spadały na ziemię. Ludzie nie tylko odmrażali sobie nosy, uszy i kończyny, lecz także często zamarzali na śmierć, nawet we własnym łóżku. W Łękuku co noc słychać było wycie wilków podchodzących pod domy i szukających zdobyczy. Atakowały nawet podróżnych na drogach, tak że nikt o zdrowych zmysłach nie podróżował nocą (a i w dzień unikano większych lasów). Większość drzew owocowych wymarzła. Nawet wielkie dęby w Puszczy pękały na mrozie z głośnym trzaskiem.
Wymarzły również oziminy Wilhelma Fleischera. Trudno się dziwić – zima była nie tylko mroźna, ale i długa. Jeszcze w maju lód pokrywał jeziora i można było po nich jeździć saniami. Wiosną pola trzeba było zaorać i obsiać ponownie.
Mieszkańcom Łękuka w oczy zajrzał głód. Radzili sobie jak mogli – jedli wszystko, co tylko byli w stanie upolować lub znaleźć w lesie bądź złowić w jeziorze.
Pod koniec 1709r. do Łękuka dotarła dżuma. Nic nie pomogły wszystkie zarządzenia i karanie śmiercią tych, którzy je łamali. Zmarł również Wilhelm Fleischer – a cała jego rodzina również zginęła lub uciekła przed epidemią. Łękuk opustoszał na wiele lat – jeszcze w 1714r. wnioskowano o zwolnienie z opłat, gdyż był on zamieszkały zaledwie w połowie. Okolica również opustoszała, np. w pobliskich Grądzkich na dżumę zmarły aż 143 osoby, a w całych Prusach Wschodnich – około 240.000.
Może lepiej jednak było słuchać babskiego gadania?
Najnowsze komentarze